Jak wyzdrowiałam
Jakiś czas temu bardzo mocno zachorowałam. Szczerze, to myślałam, że to koniec. Było tak źle. Nie miałam na to ludzkiego lekarstwa. Codziennie jednak umacniałam się Słowem. Wyznawałam, że Jezus mnie uzdrowił na krzyżu, że dziś, teraz to uzdrowienie nadal ma moc, Jego krzyż ma moc.
Nie było spektakularnego cudu. Wydawało się, że nawet jest coraz gorzej. Ledwo chodziłam, czułam się coraz gorzej, w nocy zemdlałam i po jakimś czasie obudziłam się, leżąc na podłodze w korytarzu. Było niedobrze. Trwałam jednak w zaufaniu do Boga, że jestem w Jego rękach. Mój umysł atakował strach, okropne myśli o śmierci. Jednocześnie przez Swoich ludzi Pan posyłał do mnie Słowo podniesienia i zachęty. Na siłę myślałam tak, jak mówi Słowo.
Mówiłam tak jak mówi Słowo. W pewnym momencie postanowiłam, że zacznę robić coś na przekór tej chorobie. Na siłę zaczęłam wstawać, mimo że nawet mdlałam. Ale napierałam na chorobę, by odeszła. Postanowiłam, że pójdę za tym co wierzę, nawet jeśli tego nie widzę i nie czuję.
Bóg powiedział, że Jezusa ranami jestem uzdrowiona. To, że coś czuję i doświadczam zmysłami, nie znaczy że to jest prawdą. Prawdą jest to, co powiedział Bóg i to biorę na poważnie, a nie moje odczucia zmysłowe. To jest trudne, ale do zrobienia.
Walczyłam z myślami, z tym co wypowiadam. Ujarzmiałam moje myśli, to co wychodzi z moich ust, by wypowiadać tylko Boże Słowo, nie słowo zwątpienia czy niewiary. To było bardzo bolesne doświadczenie dla mojej duszy, bo ona często czuje za dużo. Sprzeciwienie się sobie. Wbrew chorobie wstałam. Bo nie ma nade mną mocy, tylko prawda, że zostałam uzdrowiona przez Jezusa. Posprzątałam cały dom, żeby się sprzeciwić tym niefajnym myślom, by pokazać diabłu, że nie wierzę w ani jedno jego słowo. Było mi okropnie słabo, od wielu dni nie byłam w stanie jeść. Ale szłam na przód.
Następnego dnia było już o wiele lepiej. Kolejnego jeszcze lepiej. W końcu musiałam pójść po córkę do szkoły i jakoś dałam radę, chociaż ziemia mi się nieco jeszcze usuwała spod nóg. Następnego dnia już nieco mniej. W końcu było już prawie normalnie. Został jednak okropny kaszel i ból w gardle. Zamiast mijać, nasilał się, tak że już ledwo mówiłam. Poprosiłam kumpele o wsparcie w modlitwie.
W pewnym momencie przyszło mi do głowy, żeby dziękować Bogu za to co już uczynił. Nie prosić. Nie wyznawać uzdrowienia. Nie ogłaszać, że jestem uzdrowiona. Ale dziękować Bogu, że On już mnie uzdrowił. Zaczęłam to robić. Nawet nie zauważyłam, że jestem całkiem zdrowa. Dopiero po południu dotarło do mnie, że mnie nie boli gardło i nie kaszle.
Dziś jestem całkiem zdrowa. Bóg mnie uleczył. Jego Słowo okazało się prawdą, Jego prawda mnie uwolniła.
Chwała Mu za uzdrowienie, za Jego Słowo, za siłę którą mi dał, za ludzi, których w tym czasie do mnie wysłał.
Dzięki Ci kochany Boże!🌬💙
Niech to świadectwo wyda obfity plon!!
link do wcześniejszego świadectwa Małgosi:
https://www.facebook.com/hesedhealingministries/posts/pfbid023hW8sDKq1BCLhBiFXVE6uYvckG4MNsgwLrjxCPbN9D35CkzCi7GzvKnGZ3Cs3WRQl
Bóg powiedział, że Jezusa ranami jestem uzdrowiona. To, że coś czuję i doświadczam zmysłami, nie znaczy że to jest prawdą. Prawdą jest to, co powiedział Bóg i to biorę na poważnie, a nie moje odczucia zmysłowe. To jest trudne, ale do zrobienia.
Walczyłam z myślami, z tym co wypowiadam. Ujarzmiałam moje myśli, to co wychodzi z moich ust, by wypowiadać tylko Boże Słowo, nie słowo zwątpienia czy niewiary. To było bardzo bolesne doświadczenie dla mojej duszy, bo ona często czuje za dużo. Sprzeciwienie się sobie. Wbrew chorobie wstałam. Bo nie ma nade mną mocy, tylko prawda, że zostałam uzdrowiona przez Jezusa. Posprzątałam cały dom, żeby się sprzeciwić tym niefajnym myślom, by pokazać diabłu, że nie wierzę w ani jedno jego słowo. Było mi okropnie słabo, od wielu dni nie byłam w stanie jeść. Ale szłam na przód.
Świadectwo opublikowane 22.06.2021 w następnym poście również przypomnimy odpowiedź Małgosi odnośnie tego jak stała w wierze, w tym trudnym czasie - chcemy wam pokazać praktyczność Słowa Bożego w działaniu - jeszcze raz dziękujemy Małgosi za podzielenie się tym z wszystkimi, którzy ten post przeczytają.
Małgosia zna Boga i stoczyła już wiele bitew wcześniej - dlatego pomimo trudu ufała Bogu - to nie wzięło się samo - ONA TRENUJE, TRENUJE KAŻDEGO DNIA I ODNAWIA UMYSŁ!
BÓG SIĘ NIE ZMIENIA I NIE MA WZGLĘDU NA OSOBĘ - TO MY DECYDUJEMY CZY BĘDZIEMY SIĘ CHWIAĆ (i przez to nie otrzymamy tego o co wierzymy Bogu) CZY ZASTOSUJEMY SŁOWO BOŻE - poddamy się Bogu, przeciwstawimy się diabłu a on ucieknie!
Chcemy wam zwrócić uwagę jeszcze na to, że to jest relacja po bitwie - w trakcie z ust Małgosi wychodziło tylko Słowo Boże nie wypowiadała tego jak się czuje i co widzi (tylko w nakazie by odeszło)!